Sprawa o odszkodowanie w związku z tzw. zakażeniem szpitalnym należy do najczęstszych przyczyn, dla których pacjenci występują przeciwko placówkom medycznym z roszczeniami. Przeważnie pozwy dotyczą sytuacji, w których doszło do zakażenia wirusem HBV żółtaczki zakaźnej typu B, wirusem HCV typu C, zakażenia gronkowcem, sepsą albo niekiedy wirusem HIV. W niniejszym artykule omówię podstawowe zasady odpowiedzialności, przytaczając zarazem niedawne orzeczenie warszawskiego sądu.
Najczęstsze przyczyny zakażeń w szpitalach
W piśmiennictwie medycznym stwierdza się (podaję za: M. Nesterowicz, Prawo medyczne. Komentarze i glosy do orzeczeń sądowych., Warszawa 2017), że przyczynami zakażeń są najczęściej: nieprzestrzeganie przez personel medyczny zasad bezpieczeństwa i higieny, niedostateczna sterylizacja i dezynfekcja sprzętu medycznego, nienależyty nadzór epidemiologiczny, zły stan leczniczy i sanitarny pomieszczeń szpitalnych, a także niezastosowanie właściwej okołooperacyjnej profilaktyki antybiotykowej. Co ciekawe, u osób dorosłych 60%, a u dzieci do lat dwóch – 80% wszystkich zakażeń wirusem HBV żółtaczki zakaźnej typu B jest pochodzenia szpitalnego.
Ustalenie odpowiedzialności
Analiza orzecznictwa sądowego prowadzi do wniosku, że procesy dotyczące ustalania odpowiedzialności szpitala, w przypadku wystąpienia zakażenia u pacjenta, przebiegają w zbliżony sposób, a wyroki wydawane są w oparciu o ujednolicone w praktyce reguły. Pozwane szpitale w toku procesu z reguły kwestionują fakt zakażenia pacjentów podczas hospitalizacji. Domagają się jednocześnie, aby powód-pacjent udowodnił w sposób niezbity i pewny, że źródło zakażenia znajdowało się w danej placówce medycznej. Sądy natomiast dążą do ustalenia prawdopodobieństwa zakażenia w pozwanym szpitalu. Jeżeli prawdopodobieństwo to jest wysokie, o czym można twierdzić zwłaszcza wówczas, gdy szpital jest jedynym miejscem, gdzie pacjent mógł ulec zakażeniu albo przyczyną zakażenia była potwierdzona obecność drobnoustrojów szpitalnych, przyznają rację pacjentowi uwzględniając powództwo. Stopień prawdopodobieństwa, że do zakażenia doszło podczas hospitalizacji, ocenia biegły sądowy. Warto przy tym podkreślić, że zakażenie szpitalne nie jest równoznaczne z popełnieniem błędu przez kogokolwiek z personelu medycznego, a procesy dotyczących takich sytuacji często dotyczą ustalenia winy w organizacji i funkcjonowaniu szpitala.
Nie ulega wątpliwości, że procesy dotyczące zakażeń nie są łatwe dla pozwanych placówek. Chcąc się zwolnić od odpowiedzialności, szpital powinien przynajmniej wykazać, że istniało wysokie prawdopodobieństwo innego źródła powstania szkody, np. w innej placówce albo wskutek niewłaściwego wykonywania zaleceń lekarskich przez pacjenta już po zakończeniu hospitalizacji. Okoliczności takie pozwany szpital musi jednak wykazać – nie tylko poprzez sformułowanie stosownych twierdzeń, ale przedstawienie stosownych dowodów. Należy mieć bowiem na względzie, że orzecznictwo sądów jest w tego rodzaju sprawach przychylne dla pacjentów, o czym świadczy to, że nie oczekuje się od osoby poszkodowanej, aby wykazała bezpośredni i pewny związek przyczynowy pomiędzy pobytem w szpitalu a zakażeniem, ponieważ w praktyce łączyłoby się dla pacjenta z trudnościami dowodowymi, których w praktyce nie dałoby się przezwyciężyć.
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie
Warto w powyższym kontekście poświęcić kilka zdań wyrokowi Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 30 października 2015 r., I AC a 189/15, omówiony przez Mirosława Nesterowicza (Ibidem.). Stan faktyczny był następujący: 24-letnia pacjentka w 2005 r. została przyjęta do publicznego szpitala w celu przeprowadzenia planowanego porodu drogą cesarskiego cięcia, urodziła córkę w stanie ogólnym średnim. Podczas zabiegu cesarskiego cięcia doszło do zakażenia bakteryjnego, które wywołało sepsę, a następnie wstrząs septyczny. Biegli potwierdzili, że było to zakażenie szpitalne, zwłaszcza że jeden ze szczepów bakterii był typowo szpitalny. Bakterie spowodowały zapalenie otrzewnej i jamy macicy. Stan powódki był krytyczny, w związku z czym lekarze dokonali dwóch kolejnych operacji, w czasie których usunęli narząd rodny kobiety.
W pozwie złożonym przeciwko szpitalowi pacjentka żądała zadośćuczynienia w kwocie 1.000.000 zł. Wskazywała, że jedną z konsekwencji zakażenia był trwały uszczerbek związany z niemożnością posiadania potomstwa. Pozwany szpital wniósł o oddalenie powództwa. Sąd pierwszej instancji zasądził na rzecz powódki zadośćuczynienie w kwocie 600.000 zł. W wyroku wytknięto szpitalowi m.in. że opinie Powiatowego Inspektora Sanitarnego dotyczące szpitala były negatywne, a wobec pacjentki nie zastosowano antybiotykoterapii przed zabiegiem cesarskiego cięcia, a w czasie rozwijającego się zakażenia nie wykonano testu CRP ani nie podano właściwego zestawu antybiotyków, zignorowano znaczenie objawów bólowych, chociaż sygnalizowały, że następował rozwój infekcji. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy podkreślając zarazem, że zaniechania w pozwanym szpitalu były „wręcz rażące”.
W powyżej omówionej sprawie od momentu zakażenia do wydania prawomocnego wyroku upłynęło 10 lat. Zasądzona kwota jest wysoka, aczkolwiek stopień pokrzywdzenia pacjentki jest znaczny, a konsekwencje – nieodwracalne. Należy również mieć na względzie długi czas, jaki upłynął od momentu hospitalizacji do wydania wyroku. Z treści orzeczenia wynika, że pomiędzy stronami nie było próby mediacji, a pozwany szpital dopiero po koniec procesu uznał zasadność roszczeń, aczkolwiek wciąż kwestionował wysokość zasądzonej kwoty. Można zastanawiać się jedynie, czy gdyby na wcześniejszym etapie, być może niezwłocznie po zdarzeniu, zaoferowano odpowiednie wsparcie pacjentce, to czy skala sporu nie byłaby inna i czy nie zakończyłby się o wiele wcześniej.